Baku – stolica ognia

Baku – stolica ognia

Podróże

Pierwszy raz spojrzałam na Azerbejdżan z gruzińskiej strony, przy monastyrach David Gareji. Step ciągnął się hen daleko, wydawało mi się, że taki krajobraz biegnie aż po Morze Kaspijskie. Zanim jednak dotarłam do Baku, czekały na mnie góry Kaukazu, krystaliczne jeziora, poligony wojskowe, gęste lasy, misternie malowane pałace, białe plaże…

Azerbejdżan to kraj różnorodności i kontrastów, a Baku jest ich niekwestionowaną stolicą. Pierwsze, co rzuca się w oczy po wyjściu z dworca i przebrnięciu przez tłum szemranych panów z naręczem waluty do wymienienia, to Flame Towers. Ogniste wieże to kompleks trzech wieżowców w całości pokrytych ekranami LED, które w nocy układają się we wzory płomieni lub flagi Azerbejdżanu. W dzień ich metaliczny blask stanowi nowoczesne tło dla piaskowych murów starego miasta.

 

Içəri Şəhər, czyli po azersku Stare Miasto, to serce Baku. Gubiąc się w plątaninie piaskowych uliczek można trafić na klimatyczne kawiarnie i sklepiki z finezyjną ceramiką i kolorowymi szalami. Zatrzymajmy się na mocną, aromatyczną herbatę, podawaną w malutkich taliowanych szklaneczkach z miseczką dżemu na osłodę. Azerowie to amatorzy słodyczy, jedna salaterka dżemu starcza ledwie na dwie szklaneczki herbaty, a do tego jeszcze bierze się kostki cukru między zęby i przepuszcza przez nie napar. Głównym celem spaceru po niewielkiej starówce pozostaje jednak nie celebrowanie herbaty, a odwiedzenie pałacu szachów Szyrwanu. Nie znajdziemy tam typowo pałacowego przepychu, ale skromny kompleks obejmujący muzeum, mauzoleum, meczet oraz łaźnie świetnie przybliży nam historię tego miejsca.

Z pałacu udamy się do Baszty Dziewiczej, najsłynniejszej budowli Baku (choć aktualnie dzielnie z nią konkurują Ogniste Wieże), zbudowanej na planie buty, czyli „zakręconej łzy”, charakterystycznej w azerskim, perskim i tureckim zdobnictwie. Legenda mówi, że budowla powstała na życzenie córki szacha, który chciał ją pojąć za żonę. Dziewczyna w rozpaczy obiecała, że zgodzi się na niechciane małżeństwo, gdy budowa wieży dobiegnie końca, a gdy już nie dało się dalej odwlekać ślubu, rzuciła się ze szczytu w fale Morza Kaspijskiego… Jaki był prawdziwy cel tej budowli, nie wiadomo do dzisiaj, ale nowoczesne, multimedialne muzeum wewnątrz baszty niewiele pytań pozostawia bez odpowiedzi. Dodatkowo, ze szczytu baszty rozciąga się cudny widok na starówkę!

 

Prosto z szachownicy uliczek starówki trafimy na prawdziwą szachownicę na nadmorskiej promenadzie. To tutaj wieczorami gromadzą się młodsi i starsi, żeby kibicować podczas partii gigantycznymi pionkami. Baku gra w szachy – to w końcu stąd wywodzi się najwybitniejszy szachista wszechczasów, Garri Kasparow, a dumni Bakijczycy kultywują sportowego ducha.

Podążając nową częścią promenady dojdziemy do budynku w kształcie dywanu, w którym mieści się… muzeum dywanów. Można w nim nie tylko obejrzeć setki najciekawszych eksponatów „sztuki dywanowej” kraju, ale także poobserwować mistrzynie supełków w akcji. Spacer promenadą kończy Baku Crystal Hall, ogromny stadion pozaginany niczym origami, który powstał na potrzeby Konkursu Piosenki Eurowizji.

Ale Baku to nie tylko starówka i nowoczesne muzea czy stadiony. Baku to stolica ognia! Szacunek do tego żywiołu ma swoje korzenie w czasach, kiedy do Azerbejdżanu nie dotarł jeszcze islam. Żyli tam wówczas wyznawcy zaratusztrianizmu, jednej z najstarszych religii monoteistycznych, którzy wierzyli, że ogień ma właściwości oczyszczające. Dziś ta religia jest jeszcze żywa na południu Iranu oraz w niektórych regionach Indii, a na przedmieściach Baku można odwiedzić zaratusztriańską świątynię Ateshgah, gdzie na środku placu płonie wieczny ogień.

 

Okolica stolicy
Miejscem pielgrzymek zaratusztrian było także położone nieopodal Baku płonące wzgórze – Yanar Dag. To miejsce, w którym ogień wypływa z ziemi i trwa bez względu na pogodę, a wszystko to przez gazy ulatniające się szczelinami skał.

Do mojego ulubionego miejsca w okolicy Baku trzeba będzie kawałek dojechać. Autobusem miejskim kierujemy się na zachód, mijając po drodze niezliczone platformy wiertnicze, żeby godzinę później dotrzeć do Gobustanu, parku narodowego, w którym znajduje się ponad połowa wulkanów błotnych świata. Infrastruktura turystyczna pozostawia tu sporo do życzenia, ale przy podstawowej znajomości rosyjskiego i pewnych zdolnościach negocjacyjnych już wkrótce zasiądziemy w taksówce z nowym azerskim przyjacielem, który powiezie nas pod same wulkany. Marsjańskiemu krajobrazowi towarzyszy bulgotanie błotnistej mazi, która podobno świetnie działa na skórę! Co odważniejsi wskakują do kraterów (to tylko brzmi samobójczo!), pozostali nieśmiało biorą trochę błota na ręce i smarują sobie policzki. Maseczkę można zmyć przed wstępem do położonego nieopodal kompleksu jaskiń – kolebki cywilizacji, gdzie odkryto malowidła sprzed 30 tysięcy lat.

 

Wieczorem, po drodze do hotelu, warto się skusić na kebaba lub zupę z soczewicy i popić świeżo wyciskanym sokiem z ogromnych, szkarłatnych granatów. Wsiadając do metra można zamknąć oczy, ponieważ pamiętamy już, jaka muzyka gra na naszej stacji – tutaj każdy przystanek ma swoją melodię, najczęściej wycinek jednego z ważnych dzieł azerskich klasyków. A po długim dniu można uśmiechnąć się do siebie i pomyśleć, że ten Baryka to musiał mieć tutaj fajne życie…

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments